Zalatana
Top

Jeśli szukacie wyspy, na której można się zabawić to zdecydowanie miejsce dla Was. Tętniące życiem bary za dnia i nocą oferują muzykę i rozmaite trunki. Na ulicach aż roi się od turystów szukających wrażeń w postaci np. tatuażu typu bamboo tatoo wykonanego sztuką zwaną jantra, lub sak yan. Jeśli szukacie natomiast miejsca, gdzie można odpocząć, to zdecydowanie omińcie ten kierunek. Od huku, odgłosów imprez nie uciekniesz, nawet jeśli wybierzesz hotel na szczycie góry, z nadzieją na spokój i klimat…😊 Na Phi Phi dotarliśmy promem, bo stosunkowo tanio i wygodnie. Promy wyruszają z Krabi i Phuket, a bilety można kupić w większości hosteli i we wszystkich lokalnych biurach podróży. Koszt biletu, to około 300 -350 THB (42 pln) od osoby, ale leżysz, opalasz się i podziwiasz widoki, a te w Tajlandii na pewno są jednymi z ładniejszych. Po wejściu na prom zostajesz zaopatrzony w pieczątkę z nazwą miejsca, do którego się udajesz oraz w naklejkę. Każdy kierunek to inny kolor. System może nieco dziwaczny, ale znacznie ułatwiał pracę panom na promie, a zdezorientowanym i piętrzącym się tłumnie turystom orientację w terenie. Po dwóch godzinach jesteś na miejscu. Po zejściu na ląd dodatkowo płacimy wejściówkę, tzw. „podatek klimatyczny”, lub „na oczyszczanie wyspy” w wysokości 20 THB za osobę (około 2 pln). Jak zwał, tak zwał, zapłacić trzeba, a efektów nie widać.

Każde miejsce, które odwiedzasz staje się w jakiś sposób częścią Ciebie

Anita Densai

Biorąc pod uwagę, że Tajlandia jest stosunkowo tanim krajem, to tutaj można się nieco rozczarować. Im więcej turystów, tym drożej, a tutaj było ich wyjątkowo dużo. Za obiad w dobrej knajpce trzeba zapłacić około 450-500 THB, czyli jakieś 50 pln. Można znaleźć tańsze opcje, jak pad thai, naleśniki z nutellą, czy bananami, owocowe shake’i. Wtedy koszt posiłku to około 100-150 THB (12-18 pln). Za piwo zapłacimy około 120 TBT (12 pln). Nieco taniej wychodzą słynne wiaderka, tj. opcja „zrób to sam”, gdzie kupujesz zestaw do zrobienia drinka, mieszasz składniki i impreza do rana za około 300-400 TBH (30-40 pln).

Podobnie jest z noclegami, które w sezonie zaczynają się od 100 TBT (100pln). Kiedy przypada sezon? Zazwyczaj pomiędzy listopadem, a lutym. Wtedy w Tajlandii panuje pora sucha, czyli sporadyczne opady i umiarkowane temperatury. Nie jest to jednak regułą, bo jak się okazało są wyspy, które oferują i deszcz, i słońce – i to jednego dnia, jak np. piękna, kapryśna Koh Samui. Jest to najlepszy przykład na to, że pogoda w Tajlandii zmienia się jak w kalejdoskopie i pora sucha nie oznacza, że nie zastaniemy kropli deszczu, a deszczowa, że nie wyjdziemy z hotelowego pokoju.

Wszystko ma swoje dobre i złe strony. Jedziesz w porze suchej – masz szansę na lepszą pogodę, ale wyższe ceny. Pora deszczowa oznacza mniej sprzyjające warunki, ale za to pełniejszy portfel, bo wszystko będzie zdecydowanie taniej. Loty, zakwaterowanie, jedzenie, a i traktowany będziesz jak rzadki okaz, czyli z wyjątkową troską.

Na nasz wyjazd zdecydowaliśmy się w porze suchej nie dlatego, że ładna pogoda, ale głównie z powodu ferii, które akurat przypadały w tym okresie. Przeglądając opcje zakwaterowania natknęłam się na ciekawy hotel Phi Phi Sky Resort. Wybór padł właśnie na niego ze względu na widoki i to chyba jedyna dobra rzecz, którą mogę o nim powiedzieć. Z drugiej strony wzbogaciłam się o nowe doświadczenie życiowe, jakim niewątpliwie było spotkanie największego w moim życiu prusaka, co skończyło się spaniem (a raczej brakiem snu) przy zapalonym świetle oraz naprawdę pięknego kota o dwóch różnych tęczówkach, co mnie – miłośniczce kotów – pozwoliło na dodanie 0.5 gwiazdki do ujemnej skali wspomnianego hotelu 🙂

Nie, żeby przyroda miała mnie przerażać, ale za 165 – 199 pln za osobę, za dobę ze śniadaniem (jajecznica i kromka czerstwego chleba) spodziewałam się przynajmniej higienicznych warunków. Podsumowując drogo, brudno i nieprzyjemnie. Serdecznie nie polecam pomimo takich widoków😊, ale decyzję pozostawiam Wam.

Zastanawiacie się być może co zatem kierowało nami, że zdecydowaliśmy się obrać ten kierunek? Ciekawość. Jakby nie było Koh Phi Phi Don, jest chyba jedną z najbardziej znanych wysp w Tajlandii i oprócz wad ma również kilka zalet.

Punkt widokowy

Na Koh Phi Phi Don znajdziecie właściwie dwa punkty widokowe. Pierwszy nieco niżej z napisem „I love Phi Phi” i drugi na szczycie zbocza, na który zdecydowanie warto pójść. Drogi do rozpościerających się pięknych widoków są dwie. Pierwsza – ta oficjalna i „legalna” – prowadzi betonową ścieżką oraz schodkami i zajmuje około 20-30 minut. Jest nieco bardziej komfortowa, za co płacimy około 30 BHt, czyli jakieś 3 pln. Drugi sposób, to droga przez las – z drugiej strony zbocza. Kamienista, nieco stroma, udeptana ścieżka, na której spotkaliśmy motywującego do wyjścia Izraelczyka, który towarzyszył nam przez resztę trasy i nie pozwalał zrezygnować. Obie drogi prowadzą do jednego celu. O takiego😊

Drugi z punktów widokowych znacznie bardziej przypadł mi do gustu, a to za sprawą braku kiczowatych napisów z nazwą wyspy. Z punktu rozciągał się piękny widok na obie zatoki. Po stronie portu zacumowane łodzie, a od strony Zatoki Loh Balam prawie pusto…

Maya Bay

Maya Bay – najsłynniejsza plaża w Tajlandii – niestety została zamknięta. Wygląda na to, że jeszcze długo ekosystem będzie odradzał się po tym, co zgotował mu człowiek, a człowiek potrafi… zniszczyć wszystko. Tak można podsumować to, co stało się z przybrzeżną rafą koralową. Rozgłos, jaki przyniosła zatoce hollywoodzka produkcja „The Beach” – „Niebiańska Plaża” z 2000 roku z Leonardo Di Caprio w roli głównej stał się ironicznie przyczyną jej zagłady. Masowa inwazja turystów, którzy poszukiwali idealnej, nietkniętej przez człowieka plaży, spowodowała dewastację tego miejsca. Pięć tysięcy turystów dziennie, z czego każdy nakremowany olejkami do opalania, każdy chcący „zatrzymać” kawałek rafy dla siebie… zniszczyło to naturalne dziedzictwo. Plan zrównoważonej turystyki zakłada ograniczenie liczby odwiedzających do 1.2 tysiąca dziennie, czy aby na pewno ta liczba oznacza zrównoważony eko system? 1.2 tysiąca zrównoważonych turystów, świadomych zagrożeń? Nie sadzę… Cała zatoka była dostępna zaledwie z pokładu łodzi, z określonej odległości, bez możliwości podziwiania podwodnego świata. Zakaz nurkowania w zatoce ma obowiązywać do czerwca 2021 roku. To piękne miejsce robi niezwykłe wrażenie. Wielka szkoda.

Monkey Beach?

Z pytajnikiem, sami zdecydujcie😊

Śledząc instagram, bądź inne portale społecznościowe na pewno zetknęliście się ze zdjęciem uroczej małpki siedzącej na tle turkusowej wody – o takim😊

Wyobraźcie sobie plażę, na którą można się dostać jedynie drogą morską (również kajakiem). Woda jest płytka i nie ma dużych fal, a stateczki i łódki pływają bardzo wolno. Można też wybrać opcję z wycieczką, ale wtedy musimy liczyć się z tłumem, który dokładnie o tej samej porze przybędzie na miejsce, aby upolować zdjęcie z małpką. Te są i to w dużych ilościach, wchodzą wszędzie i biorą co chcą. A chcą jedzenia. Potrafią zadrapać, a nawet ugryźć. Przez ten krótki czas spędzony na wyspie byliśmy świadkami sytuacji, w której turysta rządny zdjęcia godnego National Geographic gonił małpkę z maleństwem po całej wyspie do momentu, gdy ta wyraźnie zmęczona zaczęła gonić jego… Wtedy było już mniej zabawnie, gdyż pan wyglądał na wystraszonego i w przypływie inwencji twórczej zaczął sypać w małpę piaskiem, co tylko spotęgowało agresję i wcale się nie dziwię… Na plaży widok karmiących bananami małpki turystów jest bardzo typowy. Potem zdiwieni „Poszukiwacze ujęcia życia” są oburzeni, bo małpa dobiera im się do plecaka, goni ich, czy szczerzy zęby. Też wpadlibyście w złość, gdyby ktoś ciągle robił wam zdjęcia, chodził za wami, dawał wam jedzenie na chwilę, a zaraz potem już nie – bo zrobił zdjęcie i nikomu nie jesteście już potrzebni i byłoby najlepiej, gdybyście sobie już poszli… „temu panu dziękujemy” …, a jak nie to „piaskiem po oczach”… Wszystko jest dla ludzi, ale to ludzie właśnie uczą małpy nienaturalnych zachowań i sprawiają, że są one agresywne, i czy na pewno widok małpy z plastikowym kubkiem jest fajny?

Jeśli ktoś lubi tatuaże Bamboo Tatoo

Tajlandia to miejsce znane też z tatuaży jantra, inaczej zwanych bamboo tatoo. To właśnie na Koh Phi Phi można niemal na każdym kroku spotkać specjalistów w tej dziedzinie, którzy wykonują tatuaże sak yan (mistyczne diagramy). Tworzone są ze starożytnych wzorów geometrycznych, jak i zdań religijnych skryptów. Tatuaże te popularne są nie tylko wśród turystów, którzy masowo z nich korzystają, ale też wśród gwiazd. Podobny tatuaż ma np. Angelina Jolie. Proces, w którym odbywa się tatuowanie jest niezwykle ciekawy. Bambusowy patyk, naostrzony z jednej strony tworzy igłę. Każdy artysta ma swój niepowtarzalny patyk, co stanowi swoiste trofeum. Bambus ma rękojeść dopasowaną do dłoni artysty i waży tyle, ile ten sobie zażyczy. Po odbiciu na skórze projektu i nasmarowaniu jej wazeliną, artysta zanurza bambus w niewielkiej ilości barwnika i zaczyna bardzo szybko wbijać igłę w skórę. Wygląda to niesamowicie.

Bamboo Tattoo

Podsumowując. Gdybym jeszcze raz miała odwiedzić Koh Phi Phi Don powiedziałabym nie. Ale jeśli ktoś lubi nocne życie, gwarne kluby – czemu nie? Jest to na pewno rozrywkowe miejsce, w którym oprócz ton śmieci można znaleźć piękne widoki, błękitną wodę i ładne plaże. Jeszcze można…

dodaj komentarz