Zalatana
Top

Na Nosy Sakatia najlepiej dostać się łodzią motorową. Wyspa ta leży w bliskim sąsiedztwie Nosy Be, skąd można dopłynąć w niespełna pół godziny.

Miejsce to ma wiele do zaoferowania. Wybierając się tam słyszałam o błękitnej lagunie i zielonych żółwiach, które można w niej spotkać. Nastawiona byłam jednak dość sceptycznie, ze względu na fakt, że już wiele razy obiecywano nam różne atrakcje, a potem…Tym razem miało być inaczej – i było😊

Na poznanie wyspy mieliśmy cały dzień. Wystarczająco, żeby przywieźć wspomnienia😊

Na miejscu spotkaliśmy się z miejscowym „przewodnikiem”. Wspólnie ze znajomymi z Włoch postanowiliśmy zgłębić tajniki tego miejsca. Jak się wkrótce okazało nie było to takie proste😊

Naszym pierwszym celem był punkt widokowy, na który bardzo chcieliśmy się dostać ze względu na widok na Świętą Górę. Góra ta jest dla mieszkańców Sakatii wyjątkowa. Nigdy tam nie chodzą, nikt niczego nie rusza, nie wnosi i nie wynosi. Nie wolno usuwać powalonych drzew, zbierać roślin. Mieszkańcy nazywają ją też „Przeklętą górą”. Wierzą, że kto naruszy jej spokój tego spotka kara, dlatego unikają jej i podziwiają zarazem jej majestat.

Wyspa jest na tyle mała, że można obejść ją dookoła w jeden dzień (a nawet w kilka godzin). Stwierdziliśmy, że najlepszy będzie mieszkaniec wioski, który doskonale zna miejsce, w którym spędził całe swoje życie.

Człowiek nie może odkryć nowych oceanów dopóki nie znajdzie odwagi, żeby stracić z oczu brzeg

Andre Gide

Miejscowy przewodnik

Miejscowy „przewodnik” bardzo miły i uśmiechnięty, wydawał się bardzo kompetentny. Kiedy oświadczyliśmy, że chcemy wejść na punkt widokowy, nie było oczywiście problemu. Zapytałam czy dam rady wejść w klapkach? Oczywiście! Tzn. „yes”, które padało z ust przewodnika za każdym razem, kiedy o coś pytaliśmy, wydawało mi się dobrą odpowiedzią, może dlatego, że taką chciałam usłyszeć 😊. Po przeszło godzinie zorientowaliśmy się, że…chodzimy w kółko, a i sam miejscowy stracił orientację co do tego, gdzie aktualnie jesteśmy. Skrobanie się w głowę nie pomagało, ale po krótkim namyśle nagle dostawał objawienia i kierował nas sprawnie dalej… a wkrótce… znowu byliśmy w punkcie wyjścia mijając po raz kolejny tych samych ludzi witających nas okrzykiem Vazaha! Próby porozumiewania się w języku francuskim również spełzły na niczym. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zaczynałam topić się w błotku dżungli, a klapki zaczęły przypominać trawiastego jeża😊. Po jakimś czasie sfrustrowany wyraźnie nasz ziomek poprosił o pomoc kolegę z wioski i już po chwili mieliśmy dwóch przewodników😊 Co dwie głowy to nie jedna. Jeden wyraźnie już zatracony, drugi natomiast pełen optymizmu. Wreszcie po godzinie krążenia wokół celu mijając drzewa chlebowca, awokado, kilka Zebu i kolejny raz tych samych mieszkańców dotarliśmy do celu. Wyobraźcie sobie życie na małej wysepce. Niczym Frodo Baggins, przekraczacie po kilku minutach marszu granicę Shire i nagle nie wiecie gdzie jesteście. Może przygoda życia to nie była, ale finalnie śmialiśmy się wszyscy.

Życie w wiosce

Spokojne, w swoim rytmie. Każdy ma tutaj rolę do spełnienia. Mężczyźni wyruszają na połów ryb, ale też dzieciaki ciągną łódkę i „płyną po obiad”. Nikt z dorosłych im nie towarzyszy. Nieopodal starsza siostra przygotowuje posiłek bratu. Przy domach suszy się pranie. Tutaj rozwieszone na sznurach, nie położone na kamieniach. W małej szkole uczą się dzieci. Poznajemy nauczyciela i wkrótce też bez trudu znajdujemy jego dom z wizerunkiem właściciela tuż przy wejściu. Kobiety przygotowują posiłki, inne sprzedają w lokalnych sklepikach. Mały brzdąc, którego spotykamy jest bardzo ciekawy świata. Z perspektywy rąk wszystko jest zapewne inne. Maluch uparcie pokazuje mi, co chce oglądać i gdzie mam iść. Matka wyplata bransoletki, ale spogląda od czasu do czasu w moją stronę sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Kocham Afrykę za ten spokój, różnorodność i myślę sobie, że mam szczęście…

Żółwie Zielone i świecący plankton

Gatunek ten należy do grupy żółwi jadalnych i jeszcze do niedawna (myślę, że nadal) był on przysmakiem mieszkańców. Jest on obecnie zagrożony wymarciem i podlega ochronie. Polowania na niego są zabronione. To majestatyczne zwierzę rozmiarów nawet kilku metrów jest doskonałym pływakiem i nurkiem. Można podziwiać go nurkując ze sprzętem, ale równie dobrze snurkując z maską. Jest dość powolny i nie zwraca szczególnej uwagi na intruzów, gdyż zajmuje się głównie jedzeniem – trawy morskiej i glonów. Podziwiając te majestatyczne zwierzęta pamiętajcie o złotej zasadzie podziwiaj, szanuj i nie przeszkadzaj! Nie dotykaj! Podpatrywanie tych zwierząt jest niewątpliwie olbrzymią atrakcją i daje dużo radości. Wieczorem, gdy zajdzie słońce można również ponurkować w towarzystwie planktonu. Wystarczy zaledwie kilka ruchów dłońmi pod wodą, a Waszym oczom ukażą się niesamowite, poruszające się i migoczące jak małe gwiazdki zatopione w wodzie punkciki – widok robi ogromne wrażenie i jest nie do opisania.

dodaj komentarz