Zalatana
Top

Fuerteventura kojarzyła mi się zawsze z miejscem, gdzie znajdę biały piasek, krystalicznie przejrzystą wodę, szerokie plaże, pyszne jedzenie i wiatr:). Jak się okazało, wszystko to jest prawdą. Jest to miejsce, w które można udać się w każdym z 12 miesięcy w roku i zawsze będziemy w „Krainie wiecznej wiosny”. Wiecznej i „wietrznej”, bo takiego wiatru nie doświadczyłam chyba w żadnym z miejsc, w których dotychczas byłam. Wiało codziennie i wszędzie, z różną siłą. Bardziej w rejonach górskich, mniej na plaży, ale zawsze. Po pewnym czasie okresy, w których wiatr zelżał na sile, wydawały się wręcz dziwne, jakby zwiastowały ciszę przed przysłowiową burzą. Nie było to jednak coś, do czego nie można się przyzwyczaić, a wybierając Fuertę doskonale wiedzieliśmy przecież gdzie się udajemy. Mieszkaliśmy w hotelu na uboczu, gdzie „Diabeł mówi dobranoc”, w spokojnej, cichej okolicy. Gości było niewielu, bo i czasy niepewne, a do najbliższego sklepu było kilka kilometrów. Hotel mogę polecić ze względu na czyste, zadbane pokoje i pyszne jedzenie. Plaża pozostawiała moim zdaniem trochę do życzenia, ale niedaleko odkryliśmy inną piękną plażę Butihondo Beach, o której opowiem później. Na wyspie spędziliśmy wystarczająco dużo czasu, aby odwiedzić miejsca bardziej i mniej znane i żeby nieco ją „poodkrywać”. To lubię najbardziej, w przeciwieństwie do mojego męża, którego potrafię np. przeczołgać przez pół wyspy w poszukiwaniu Kanionu Zakochanych :). Zyskałam nawet miano „Robinsona”, a to przez to, a może dzięki temu, że szukałam go uparcie z mapą, jak „jakiś Robinson” :). Zapraszam Was zatem w zakątki Fuerteventury, miejsca piękne i niezwykłe. P.S. Mąż cierpliwie znosił moje pomysły i dawał radę 🙂

Nie zapominaj, że ziemia zachwyca się bosymi stopami, a wiatry intensywnie pragną bawić się włosami

Khalil Gibran

W poszukiwaniu Krabbenfelsen

Na miejsce to natrafiłam przypadkiem i za sprawą pana, który na Wyspach Kanaryjskich spędził kilka miesięcy. Inspiracje jego top 5 hidden places znalazłam tutaj. Na filmiku znajdziecie nie tylko opisy niezwykłych miejscówek, ale też instrukcje, jak je znaleźć. Pobyt na wyspie był dla mnie doskonałą okazją do odwiedzenia wspomnianych zakątków. Nie wszystko udało się zobaczyć, ale było warto. Krabbenfelsen. Miejsce to ostatnimi czasy robi prawdziwą furorę na portalach społecznościowych za sprawą ujęć z góry, przedstawiających dryfującą po błękitnej tafli basenu postać. Natural Pool znajduje się pomiędzy Caleta de Fuste a Costa de Antigua, w okolicach hotelu Castillo San Jorge & Antigua. Został oznaczony na mapach Google jako “Krabbenfelsen” i pod taką nazwą funkcjonuje.

Odsłania się w porze odpływu, prezentując dno pokryte dużymi, okrągłymi kamieniami i turkusową wodę.  Przed wyprawą zatem należy sprawdzić godziny odpływów, zabrać wygodne buty do zejścia po kamieniach, ręcznik, strój kąpielowy i krem z filtrem. Ku mojemu zdziwieniu, basen znajduje się właściwie przy drodze i trasach dla pieszych i biegaczy. Wystarczy jedynie zejść po kilku kamieniach w dół, żeby cieszyć oczy tym pięknym widokiem. Na początku myślałam, że basen jest mocno przereklamowany i przekoloryzowany, a jednak nie. Wygląda tak pięknie, jak na filmie i zdjęciach. Mieliśmy akurat to szczęście w całej „pandemicznej rzeczywistości”, że nie było nikogo oprócz nas. Mogliśmy zatem do woli pstrykać foty, obserwować rybki i otoczaki na dnie basenu. Sami oceńcie, czy warto:)

Wąwóz Kochanków

Miejsce, które bardzo mi się podobało, w przeciwieństwie do mojego męża, który zapewne nie podzielał tego entuzjazmu i zacięcia z jakim postanowiłam odnaleźć El Barranco de los Enamorados, czyli Wąwóz Kochanków. Zdjęcia, które znalazłam w internecie były naprawdę spektakularne. Okna skalne, wyżłobione niczym ręką mistrza niezwykłe kształty. Bardzo chciałam tam dotrzeć. Wersji na temat tego, gdzie szukać Wąwozu Kochanków jest kilka i subiektywnie uważam, że „poszukiwacze” mogą odkryć to miejsce lub inne, podobne, które będą wyglądały jak ten właśnie „obiekt”. Jedni uważają, że znajduje się w pobliżu dawnej stolicy wyspy Betankurii, inni szukają go zupełnie gdzie indziej.  My skorzystaliśmy z porad pewnej pani, która znalazła El Barranco de los Enamorados (lub coś, co bardzo go przypominało:). Podążając ściśle za miejscem, które zaznaczyła na mapie, znaleźliśmy wąwóz. W rzeczywistości nie jest on aż tak spektakularny, jak na zdjęciach, ale spacer wzdłuż tych niezwykłych formacji skalnych z widocznymi muszlami żyjątek z dna oceanu, który był tutaj w dawnych czasach, sprawił mi dużą frajdę. Trochę jak spacer w labiryncie z tym, że tutaj znałam drogę do wyjścia. Jeśli chcielibyście odwiedzić to miejsce, spokojnie dojedziecie wynajętym samochodem. Mała panda dała radę, potem trzeba przejść kilka metrów pieszo i gotowe. Prawdopodobnie po drodze miniecie kilku „śmiałków”, którzy z minami wspomnianego Robinsona i nosem wbitym w mapę na telefonie, również będą z uporem maniaka poszukiwać instagramowego kanionu. To znaczy jedynie, że jesteście na dobrej drodze.

Popcorn Beach

Jasne kamyczki, które przypominają popcorn, to w rzeczywistości kawałki koralowca wyrzuconego przez morze na brzeg, który zmieszał się ze skałami wulkanicznymi i piaskiem na plaży. Choć Popcorn Beach prezentuje się bardzo ciekawie, jest jednak jeden spory minus tego miejsca.”Popcornowa” plaża ze względu na twarde kawałki koralowca nie należy do najwygodniejszych. Trzeba jednak przyznać, że świetnie wypada na zdjęciach 🙂 Znajduje się w regionie Corralejo, na północnym krańcu Fuerteventury. Jej „inność”, stała się jednocześnie jej przekleństwem, gdyż po zdobyciu instagramowej popularności, turyści zaczęli masowo rozkradać przypominający popcorn piasek.

dodaj komentarz