Port Louis – to stolica Mauritiusa licząca 156 720 mieszkańców. Jest to zarazem największe miasto kraju. Turystyka stanowi tutaj bardzo ważne źródło dochodu. Nad miastem dominuje cytadela, a widok z drogi przypomina nieco wzgórza Hollywood. Zabytkowy kompleks budynków Aapravasi Ghat znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Ładne miejsce na spokojną kawkę. Byliśmy ze względu na parasolki, które jako pierwsze pojawiają się na internetowych stronach po wpisaniu nazwy. Niestety nadszarpnął je nieco „ząb czasu”, ale nadal wyglądają atrakcyjnie. Jest tu spokojnie, choć ludzi sporo jak to w mieście….Obok znajduje się galeria handlowa, ale uwaga na ceny – powalają…. W mieście dowiadujemy się, że po zmroku raczej nie warto zapuszczać się tu w wąskie uliczki, a wszyscy pracujący w nim ludzie przyjeżdżają z okolicznych miejscowości, aby na noc wrócić do domu.

Ogromny targ w centrum, gdzie można kupić świeże owoce i warzywa. Gromadzą się na nim mieszkańcy w poszukiwaniu składników na obiad. Można kupić tu dosłownie wszystko. Przez przypadek znaleźliśmy małą cytrynę, która nie jest limonką, a innym „rodzajem” tradycyjnie pojmowanej cytryny. Różnica jest dość spora. Przechadzając się wzdłuż straganów spostrzegamy, że wyraźnie unosi się zapach przypraw. Bardzo to lubię:). Port Louis ma wiele wpływów – stanowi swoistą mieszankę hiszpańskich, indyjskich, hinduskich naleciałości. Takie „wielokulturowe miasto”.

Miejsce, w którym można odpocząć od bazarkowego zgiełku – usiąść nad zatoką i delektować się widokiem gór. Znajdziecie tutaj luksusowe knajpki i skromniejsze restauracje, które oferują kuchnie z całego świata. My wybraliśmy kuchnię chińską:). Ceny zbliżone do tych w Polsce. Za obiad zapłacicie około 25-50 pln, a za drinka od 25-50 pln. Więcej informacji na temat tego, co jeszcze możecie zobaczyć w Port Louis znajdziecie tutaj.